Aktualności

Natura leczy – ale jak?

Dziś światowy dzień wiedzy o antybiotykach. Przez brak wiedzy o działaniu antybiotyków powodujemy, że są one nieskuteczne, a coraz więcej szczepów, całych rodzin bakterii uodparnia się na antybiotyki.

W Szwecji kampania społeczna skierowana do pacjentów i lekarzy spowodowała, że zmniejszono korzystanie z antybiotyków o 70% w ciągu 20 lat. W dużym stopniu przyczyniło się to do odtworzenia mechanizmu wrażliwości ludzi na antybiotyki.

Przypomnijmy, że antybiotyki są ważnymi lekami, ale działają tylko na bakterie, a nie na wirusy i nie powinny być stosowane podczas grypy czy przeziębień.

Bakterie są wszędzie wokół nas, ale czy wiesz, ile z nich stanowi dla nas zagrożenie? Czy wiesz, jaki procent z nich moglibyśmy nazwać złymi bakteriami? Człowiek ma w przewodzie pokarmowym kilka kilogramów bakterii. Tylko raptem 5%, podczas gdy 95% bakterii nie czyni nam szkody albo nawet są dla nas pożyteczne.

Dlatego stosując antybiotyki podczas infekcji wirusowej, zabijamy nasze dobre bakterie i otwieramy pole do zasiedlenia dla bakterii chorobotwórczych.

Podczas choroby chcielibyśmy zażyć złoty środek i być od ręki zdrowi. Tymczasem jak powiedział dziś w wywiadzie dr Michał Sutkowski, leczy sama natura.

Ograniczenie stosowania antybiotyków powinno mieć miejsce nie tylko w medycynie. Stosujemy je w weterynarii i ogrodnictwie w trakcie hodowli zwierząt i uprawy roślin. Coraz więcej ludzi umiera ze względu na nieskuteczność antybiotyków. Coraz więcej bakterii jest lekoopornych.

Najskuteczniejsze byłyby antybiotyki, które działałyby tylko na jeden rodzaj bakterii. Niestety antybiotyki tak nie działają. Nie odróżniają bakterii dobrych od złych.

Z tego powodu są już zupełnie odmienne pomysły na utrudnienie życia bakteriom. Jeśli rozmnożymy dobre bakterie, to nie pozwolą one na rozmnożenie się złych bakterii. Ale to dopiero przyszłość.

Jak więc można skrócić chorobę?

Konieczny jest czas, relaks i odpowiednia dieta. Zamiast spieszyć się i wywierać presję na organizm nasz czy dziecka, dajmy sobie czas, dajmy czas organizmowi, aby uporał się z infekcją. W tym czasie nie obciążajmy organizmu. Niech to będzie czas relaksu, odpoczynku, a dzięki temu cała energia zostanie skupiona na walce z zagrożeniem.

Aby doprowadzić do sukcesu potrzebna jest odpowiednia dieta. Tak często rodzice skarżą się, że nie wiedzą, co mogą, a czego nie powinni podawać dziecku podczas choroby.

Podczas walki z chorobą dziecko nie chce jeść. Podczas gorączki powinniśmy dawać mu jak najwięcej napojów. Już to jest wyzwaniem, ale chcielibyśmy, aby dziecko też coś zjadło, aby miało siłę walczyć z infekcją.

Kiedy w końcu gorączka spada, a dziecko wyraża chęć, aby coś zjeść, jesteśmy rozpromienieni. Przygotowując ten pierwszy posiłek już planujemy króciutki spacer, ale na próżno. Krótko po posiłku dziecko jest osłabione, a po chwili infekcja i gorączka wraca.

Dieta ma znaczenie i to ogromne. Jeśli chcesz wiedzieć, co obciąża nasz organizm i spowolni proces zdrowienia, a co go przyspieszy, to zapraszam na szkolenie Balans energetyczny, które odbędzie się już za kilka tygodni. Sprawdź terminy.

Infekcja po skandynawsku

Mieszkając w Skandynawii, często spotykam się z matkami z różnych stron świata, które borykają się z tutejszym systemem zdrowia. Wszystkie są niezadowolone.

Nie tylko polska matka, ale także matki z Czech, Niemiec czy Hiszpanii oczekują od lekarza leczenia. Każda przychodzi z chorym dzieckiem i oczekuje, że otrzyma receptę na lekarstwo, Tymczasem lekarz mówi, że to samo przejdzie.

Jeśli ma obawy, że infekcja może być wirusowa, to pobiera szybko krew z palca i w kilka minut sprawdza ją pod tym kątem. Skoro to wirus, to trzeba zaczekać i pozwolić, aby dziecko samo wróciło do zdrowia.

Skandynawski lekarz nawet nie stwarza pozorów. Nie mówi, aby dziecko zostało w łóżku przez kilka dni i dużo piło. Zostawić dziecko w domu czy zostać z dzieckiem w domu – to decyzje rodzica.

Lekarz wystawia zwolnienia lekarskie dopiero, kiedy nieobecność w pracy przekracza miesiąc. W innych przypadkach należy zadzwonić do szefa i poinformować, że jest się chorym, albo że będzie się pracować z domu, bo dziecko jest chore. A do nauczyciela naszego dziecka trzeba napisać maila.

Dlatego międzynarodowe matki czują niedosyt, a raczej rozczarowanie. Wychodzą od lekarza z pustymi rękami, bez żadnej rady – a może jednak z najważniejszą radą: “Samo przejdzie”.