Aktualności

Zaufanie i poczucie bezpieczeństwa po duńsku

Polaka przyjeżdżającego do Skandynawii zadziwia ufność ludzi.

Kiedy ktoś jest chory, dzwoni i zawiadamia szefa. Zwolnienia lekarskie są potrzebne, jeśli nieobecność trwa ponad miesiąc.

W kantynie w pracy każdy bierze dania, jakie chce, a kiedy wychodzi z kantyny, wpisuje dania do komputera wiszącego na ścianie i przykłada swoją kartę, aby cena posiłku odliczyła się z wynagrodzenia.

Niemowlęta śpią w wózkach przed drzwiami domków segmentowych, albo na podwórkach blokowisk.

W szkole muzycznej ktoś zostawił szalik. Wisi tam już ponad rok i czeka, że właściciel może przypomni sobie, że tam go zostawił.

Przy drodze stoją kartofle albo owoce. Bierzesz, ile chcesz, a odliczoną zapłatę zostawiasz w koszyku.

W centrum handlowym, w holu, poza obrębem sklepu, wystawione są wielkie kosze z różnymi produktami, które mają zainteresować klienta i skłonić do wejścia do sklepu. Przedmioty te nie mają zabezpieczeń, które znamy z wszystkich sklepów odzieżowych.

Kiedy w Polsce kupuję paczkę 6 par skarpetek, zapinki zabezpieczające produkty znajdują się na każdej parze. Ekspedientka musi zdjąć aż 6 takich zapinek, aby sprzedać mi te 6 par skarpetek wartych mniej niż 30 złotych.

Idą zmiany?

W związku z kryzysem migracyjnym w Europie, zastanawiałam się, czy Duńczycy zmienią swoje zwyczaje. Przyznam jednak, że nie spodziewałam się, że pierwsza oznaką zmian będą alarmy na mięsie.

Każdy duży kawałek wołowiny ma założony alarm. Podejrzewam, że przy próbie zdjęcia alarmu, powinien rozlec się przeraźliwy dźwięk, ale nie próbowałam.

Z ciekawością spojrzałam na wieprzowinę – ale ta nie jest wyposażona w alarm, niezależnie od wielkości kawałka i ceny. Trudno oprzeć się skojarzeniu, że Muzułmanom religia zabrania jedzenia wieprzowiny.

Mnie jednak bardziej martwią niemowlęta śpiące – bez opieki i ochrony – w wózkach pozostawionych przed domami.

img_4333